Witam,Z przykrością muszę stwierdzić, że te jak co roku na wiosnę wałkowany jest temat psich odchodów. Moim zdaniem niestety sprawa jest przegrana na samym początku. Nigdy nie będzie możliwości wyśledzić każdej kupy i jej właściciela, gdyż trzeba by powołać całą armię strażników miejskich, których liczba i tak jest już rozdmuchana ponad miarę (osobiście uważam tą instytucję za całkowicie zbędną i szkodzącą wizerunkowi "przyjaznej władzy", bo jak wiadomo prawie każdy kontakt ze SM jest nieprzyjemny i frustrujący - nie chodzi mi o słuszne interwencje, ale ich formę - ale nie o tym miałem pisać). Jak wiadomo wszystko zależy od "obywatelskiej postawy mieszkańca", a zatem jego świadomości. Droga zatem wiedzie przez naukę i propagowanie postaw obywatelskich, a w tej dziedzinie nie dzieje się NIC. Nie mam namyśli tylko psich kup, bo to margines - nie robi się nic w celu zachęcenia mieszkańców do bycia "obywatelem" w odróżnieniu od bycia tylko "konsumentem". Te mandaciki na chybił-trafił to rozwiązanie co najmniej żałosne, jak polityka antyalkoholowa u kierowców: 100 złapano "na bani", a 10000 jechało... Po mojemu pomysł podatków był super, ale jak zwykle w naszym kraju doprowadzony do połowy. Podobno była mała ściągalność - czyli jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Jak nie stworzono mechanizmu weryfikacyjnego, to wiadomo, że nikt nie będzie płacił (nie znam nikogo poza mną, kto płacił...). A wystarczyło wydać "edykt" o posiadaniu przy sobie podczas spaceru z psem świadectwa szczepienia i świadectwa opłacenia podatku (plus np. dodanie możliwości opłacenia podatku podczas szczepienia u weterynarza?). A na spacerze kontrola przez strażników (do czegoś by się w końcu przydali) każdego od yorka po mastiffa: nie masz podatku? Bach i 1000 PLN grzywny. Po dwóch miesiącach każdy miałby zapłacony podatek i kasa byłaby pełna, a z kasy tej można byłoby opłacić służby sprzątające oraz akcje promocyjne o "miłym właścicielu sprzątającym kupy", a nie "chamie, który kupę zostawia". Radzę urzędnikom poczytać literaturę na temat socjotechniki - negatywne piętnowanie prowadzi do utrwalenia postawy, a nie do jej zmiany.
Napisał: " Dlaczego toleruje sie psy biegające samopas bez kagańców i to nie jakieś malutkie pieski tylko duże owczarki? Wystarczy przejść się Bulwarami Rawy w okolicach TBS-ów, aby zobaczyć całe grupy spacerowiczów z psami, którzy gdzieś mają przepisy, bezpieczeństwo innych
Jakoś nie słyszy się o masowych zagryzieniach czy pogryzieniach ludzi przez psów. W najbliższym otoczeniu nie znam ani jednego przypadku człowieka pogryzionego przez psa wyprowadzonego bez smyczy na spacer. Każdy kto choć "liznął" tematyki psiej psychiki jako oczywistą przyjmuje zasadę, że pies na smyczy jest bardziej "czujny" i "agresywny". Pies w kagańcu czuje się zagrożony, a co za tym idzie bardziej "agresywny". Pies w ten sposób traktowany od szczeniaka po prostu jest skrzywiony psychicznie. Całe szczęście miałem gdzieś ten przepis i mój 45 kg Baca nie zaznał przykrości ni to kagańca ni smyczy (poza środkami komunikacji zbiorowej) przez całe swoje 14-letnie życie, co nie przeszkodziło mu byś ulubieńcem całej dzielnicy i nie tylko. Nigdy nikogo nie ugryzł, kilka razy pogryzł się z innymi psami, gdy one do niego "wystartowały". Lubi ludzi i się ich nie boi, więc nie obawiam się, że ze stresu lub strachu komuś coś robi. Pilnuje tylko, żeby był zawsze w zasięgu trzech-czterech kroków ode mnie, a gdy ktoś idzie w pobliżu przywołuję do siebie (raczej dla komfortu innych niż z potrzeby). Polecam wycieczkę do np. Amsterdamu, gdzie psy w parkach miejskich biegają bawiąc się tabunami, zarówno amstafy jak i retrievery. Wszystko to wychowanie. Jak u ludzi - a od nich właśnie dostałem kilka razy "w mordę", choć nikt ich na smyczy prowadzić nie każe...
Radzę więcej luzu w życiu, bo mniej frustracji to bardziej empatyczne podejście do innych. Drżę na myśl o państwie, w którym wszystko jest uregulowane to wolno, tego nie, a tamto tylko w taki sposób... Tak samo nie każdy nadaje się na właściciela psa jak i na rodzica. Jak ktoś nie umie wychować psa to niech go prowadzi na smyczy, a jak ktoś potrafi to smyczy nie potrzebuje. Na "zachodzie" są egzaminy na "wychowanego psa" i po ich zdaniu smycz nie jest obowiązkowa. Pies musi się wykazać posłuszeństwem i brakiem agresji w stosunku do innych psów, dzieci, biegających, jeżdżących na rolkach/deskach/rowerach i takie tam. Nic tylko czerpać gotowe i sprawdzone rozwiązania, a nie wykrzykiwać prastare frazesy w stylu "pies na smyczy i w kagańcu". To banał i tyle...
Miłego dnia
Aleksander Zamorski